Kulinarne Rozmowy Z Gwiazdami | Porady Max Kuchnie
Kulinarne Rozmowy Z Gwiazdami | Porady Max Kuchnie
NOWY KATALOG 2024 PobierzPobierz
NOWY KATALOG 2024 PobierzPobierz
Strona główna Porady Wywiady Kulinarne rozmowy gwiazd Miłość to najlepsza przyprawa

Kulinarne rozmowy gwiazd


Miłość to najlepsza przyprawa

Jest odważna, ambitna, pełna werwy i zapału – nie tylko na planszy szermierczej! Nasza medalowa florecistka Sylwia Gruchała równie dobrze radzi sobie w kuchni! I zna sekret dobrego smaku...

EB: Zanim zajrzymy do Twojej kuchni, przyznaj - ale szczerze - lubisz i potrafisz gotować?
SG: Lubię to za mało. Uwielbiam! To dla mnie ogromna frajda! Nie umiem tylko przyrządzać dań typowo polskich, ponieważ nie nauczyłam się ich, kiedy byłam dziewczynką. Miałam starsze rodzeństwo, które gotowało w domu, i nie dopuszczało mnie za bardzo do kuchennej pomocy. A ja bardzo lubię taką krzątaninę! Kocham kuchnię włoską - przede wszystkim ze względu na makarony. Lubię też bardzo kuchnię tajską - i równie często eksperymentuję z nią we własnej kuchni. Cały czas wymyślam różne sałatki, kombinuję ze smakiem. Lubię to. Do tego stopnia, że zapisałam się na kurs gotowania! W „Malinowym Ogrodzie" - znanej gdańskiej restauracji - zgłębiłam warsztat. Nauczyłam się np. jak profesjonalnie przyrządzić krem brûlée czy steka.
 

EB: To są dania dla konesera, i wytrawnego kucharza. Od razu rzuciłaś się na głęboką wodę!
SG: I bardzo dobrze, bo nabrałam odwagi, i jeszcze większej chęci do gotowania. (śmiech) Dzisiaj gotuję dla męża i cieszę się, że mu smakuje. Ponieważ on lubi kuchnię polską, musiałam się nauczyć paru naszych tradycyjnych dań. Ja jednak wciąż wolę włoskie potrawy. Uważam, że są zdecydowanie lepsze od polskich: zdrowsze, ciekawsze, bogatsze, nawet mniej kaloryczne.
 

EB: Żartujesz? Te „kluchy": ravioli, pizze i makarony wszelakie?!
SG: W porównaniu z polską kuchnią – mimo że w niej są racuchy, naleśniki, leniwe, pierogi, czyli też potrawy mączne – są dużo lżejsze, naprawdę! Makaron ugotowany al dente wcale nie jest tuczący. Zwłaszcza jeżeli podamy go z lekkim sosem pomidorowym, jak mają to w zwyczaju Włosi. Poza tym, we włoskiej kuchni jest pyszna oliwa z oliwek, super pomidory, wyśmienite sery i szynki, mnóstwo świeżych warzyw i ziół. Same dobre składniki! Można więc poszaleć!
 

EB: Kiedy więc wpadają do Ciebie znajomi, to czym ich podejmujesz? Masz jakieś popisowe dania, które sprawdzają się zawsze i wszędzie? Takie, które wzbudzają zachwyt gości...
SG: Najczęściej robię jakąś pastę. Na przykład penne z brokułami i serem pleśniowym (zwykłym polskim) bądź łososia w sosie śmietanowym z kaparami. Łosoś almar też wychodzi mi bardzo dobry, i też jestem stanie przyrządzić go w pięć minut. Co prawda mój wachlarz kulinarny nie jest aż tak szeroki, jak bym chciała, ale mam w nim kilka dań dopracowanych do perfekcji. O, tak bym to powiedziała! Przede wszystkim - stawiam na jakość. I na smak, oczywiście. Chcę, żeby ktoś zwrócił uwagę na jedzenie: „O rany, jakie to dobre! Co to jest? Jak ty to zrobiłaś?!".
 

EB: No właśnie: jak to robisz? Skąd bierzesz przepisy? Z głowy, telewizji, prasy, internetu?
SG: Z restauracji, tak naprawdę. (śmiech) Chodzę po knajpach, próbuję nowych dań, a jak coś mi zasmakuje, próbuję później to samo przyrządzić w domu - ale tak, żeby „pobić" ich kucharza!
Jestem ambitna - łatwo się nie poddaję! (śmiech) Prawda jest też taka, że jeżeli zależy nam na tym, żeby potrawa, którą robimy była dobra, to... ona taka właśnie będzie. To jest sprawdzona metoda, zresztą nie tylko kulinarna. Jeśli w swoją pracę zawodową włożymy serce i duszę, to – wcześniej czy później – osiągniemy sukces, o jakim marzymy: pokonamy następny szczebel kariery, zdobędziemy większe pieniądze, uznanie itd. Cały sekret tkwi tutaj – w naszej chęci i determinacji. Jeśli człowiek ma je w sobie, to wygrywa. Bo nawet z niczego może zrobić coś!


Zdjęcie: archiwum Sylwii Gruchały

EB:
To już wyższa szkoła jazdy! Tak jak „szybkie akcje" kuchenne. Ale Ty je chyba lubisz?
SG: I to bardzo! Nie znoszę za długo siedzieć w kuchni, dlatego przyrządzam zawsze proste dania. Poza tym, uważam, że to wcale nie te przekombinowane i wymyślne smaki są najfajniejsze, a właśnie te najprostsze. Jeżeli chcę, żeby mięso było mięciutkie, wrzucam je do piekarnika, i w niezbyt wysokiej, piekę je przez 2-3 godziny. I jeśli wiem, że cały dzień spędzę w domu, to w przeddzień je marynuję, ale to przecież zajmuje tylko chwilkę. Jestem niecierpliwa. Nie bawię się więc nigdy w przygotowywanie trzydaniowego obiadu i nie stoję przy garnkach przez trzy godziny. Nie lubię też gotować dla dużej ilości osób. Nawet nie tyle nie lubię, co nie potrafię. Nie wiem, ile czego dodać, jak dosmaczyć, aby danie było dobre. Nie umiem też piec tortów - i chyba już nie nauczę się tej sztuki. Właściwie: po co?! Przecież i tak za nimi nie przepadam.
 

EB: Czy Marek, Twój mąż – także zawodowy szermierz - przejmuje czasami ster w kuchni?
SG: Mój mąż z rodzinnego domu wyniósł naukę, że to kobieta (matka i żona) gotuje. Ale ma dwa swoje dania popisowe, w których rzeczywiście jest świetny. Jedno to chińszczyzna z ryżem, a dokładniej kurczak w sosie słodko-kwaśnym. Drugie: krewetki na maśle z czosnkiem. Na tym kończy się jego repertuar. Nie gotuje, i nie potrafi gotować. Wiadomo, jeśli musi, to coś sobie zrobi do jedzenia, ale... zazwyczaj są to kanapki. Typowo męska kuchnia. Wiesz, że on smaży jajko... w tosterze?! (śmiech) W życiu bym na to nie wpadła! (śmiech) Ja nawet mikrofalówki nie uznaję! Dlatego Marek najczęściej robi mi... herbatę. Za to chętnie zaprasza do restauracji.
 

EB: A jeśli Ty chcesz go jakoś „udobruchać", czym go podchodzisz? Kulinarnie, oczywiście.
SG: Hm... Chyba karkówką, bo bardzo ją lubi. Dzień wcześniej marynuję mięso, używając sporej ilości czosnku (przepadam za nim, więc właściwie dodaję go do wszystkiego), papryki i oliwy z oliwek. Później wkładam je do lodówki, i zostawiam na całą noc. Następnego dnia piekę, w temperaturze 170 stopni, przez jakieś 3 godziny. Do tego przygotowuję zawsze ziemniaczki w mundurkach. I mizerię, bo mój mąż ją uwielbia. Ja uważam, że lepiej pasowałaby tu sałatka z rukoli, pomidorów koktajlowych i pestek słonecznika albo dyni. Mój mąż jakoś nie przykłada dużej wagi do jedzenia, dlatego w tym przypadku nie sprawdza się stare porzekadło „Przez żołądek do serca". (śmiech) Aczkolwiek... wiem, że Marek bardzo lubi, jak przygotowuję mu coś pysznego i zdrowego. Nieważne co - ważne, że o niego dbam.
 

EB: A świadomość, że gotujesz coś dla ukochanego mężczyzny, pewnie dodaje Ci skrzydeł?
SG: Tak! On z kolei wie, że ja robię to z miłości, co sprawia, że lepiej mu smakuje. Tak to działa.
 


EB: Dziękuję za rozmowę.

Ewa Anna Baryłkiewicz

Komentarze


1.00/5 1 1
1

bardzo fajny, ciekawy

Zobacz również


W kuchni rządzi mój mężczyzna


Lubi mieszać w garnkach – ale tylko jako aktorka. - Kuchenne czynności wprowadzają...

Wszystkiego po trochu, poproszę


Szczupła, filigranowa - kto by uwierzył, że potrafi zjeść więcej niż niejeden...

W święta kalorii nie liczę!


Żyje intensywnie, na walizkach, bo pochłaniają ją liczne obowiązki zawodowe. I...