Kulinarne Rozmowy Z Gwiazdami | Porady Max Kuchnie
Kulinarne Rozmowy Z Gwiazdami | Porady Max Kuchnie
KUP TANIEJ W ZESTAWIE
KUP TANIEJ W ZESTAWIE
Strona główna Porady Wywiady Kulinarne rozmowy gwiazd W kuchni rządzi mój mężczyzna

Kulinarne rozmowy gwiazd


W kuchni rządzi mój mężczyzna

Lubi mieszać w garnkach – ale tylko jako aktorka. - Kuchenne czynności wprowadzają trochę życia, ruchu w grane sceny. Postaci, które gramy, stają się przez to prawdziwsze, bardziej wiarygodne – wyjaśnia Grażyna Wolszczak. A jak radzi sobie poza planem?

EB: Dla jednych gotowanie to frajda, przygoda, dla innych stres, męczarnia. Pani należy do...
GW: ...zdecydowanie tych drugich! Nigdy nie lubiłam krzątać się po kuchni. Oczywiście, kiedy już musiałam coś ugotować, to gotowałam, ale... wybierałam wtedy jak najmniej skomplikowane potrawy. (śmiech) Po prostu, stanie przy garnkach - bo o pieczeniu nie wspomnę - nie sprawia mi żadnej przyjemności. Wręcz przeciwnie: jest dla mnie prawdziwym źródłem stresu! Odkąd pamiętam, podchodziłam do niego z myślą: „No i po co się za to biorę? I tak mi się nie uda!".
 

EB: Skąd to czarnowidztwo? Przecież optymizmu, ale i wiary w swoje siły, Pani nie brakuje!
GW: Nie mam pojęcia! Rzeczywiście, jestem urodzoną optymistką - dla mnie szklanka jest zawsze do połowy pełna! No, ale w kulinarnych kwestiach nie mam do siebie zaufania. Gdy patrzę na Jamiego Oliviera – czy chociażby naszego Karola Okrasę – widzę, że ma wielką frajdę z tego, co robi. Ja takiej przyjemności nie umiem w sobie odnaleźć... Rozkładam książkę kucharską, wybieram jakieś danie (jak najprostsze, oczywiście), precyzyjnie odmierzam składniki i krok po kroku je ze sobą łączę, co „chwilę" zerkając do przepisu - ponieważ boję się, że inaczej nic mi nie wyjdzie. A jeśli człowiek boi się i kontroluje każdy swój ruch, to jak może mieć frajdę z gotowania? (śmiech) Dlatego wchodzę do kuchni tylko wtedy, kiedy naprawdę muszę, czyli bardzo rzadko. Na co dzień wyręcza mnie mój mężczyzna, który ma świetny zmysł kulinarny.
 

EB: Krótko mówiąc: układ idealny?
GW: To akurat ułożyło się w sposób naturalny. Cezary jest scenarzystą i pracuje w domu, ja żyję w biegu: albo jestem na planie „Na wspólnej" czy „Pierwszej miłości", albo na próbie w teatrze, albo na wyjeździe z ekipą teatralną, bo przecież gram nie tylko w Warszawie, ale też promuję spektakle w całej Polsce. Poza tym, Cezary ma nie tylko więcej chęci do gotowania ode mnie, ale też większą odwagę i fantazję. Lubi oglądać programy kulinarne, z nich czerpie inspiracje. Często eksperymentuje z nowymi smakami– z różnym skutkiem. (śmiech) Ale jeśli nawet coś mu nie do końca wyjdzie, to i tak zjadam. Nie marudzę, bo jeszcze by się zniechęcił. (śmiech)
 

EB: Sprytne! A w czym Pani partner bryluje? Bo na pewno jest coś, w czym jest doskonały...
GW: Najchętniej przyrządza przeróżne włosko-chińskie kombinacje, bo akurat kuchnie tych dwóch krajów należą do naszych ulubionych. Czasem te połączenia smakowe są tak oryginalne, że... aż niejadalne (śmiech), na szczęście rzadko tak się zdarza. To są po prostu wszelkiego rodzaju makarony albo risotto, rozmaite potrawy z owocami morza, ale też z mleczkiem kokosowym, bo lubimy klimaty tajskie. Zawsze zwracamy uwagę, aby jedzenie było lekkie i wartościowe. A co za tym idzie: od polskiej kuchni trzymamy się z daleka. Żadnych schabowych! (śmiech)
 

EB: A jak to wygląda na planie zdjęciowym? Jest catering, barobus. Wiem, że wiele aktorek przynosi z domu pojemniczki z lunchem, a inne proszą, by kucharz coś im przyrządził...
GW: Nie, mnie się nie chce tak wysilać. Jem to, co jest, po prostu. Tylko że zawsze staram się – bo przecież w menu jest parę dań do wyboru – znaleźć coś, co mi służy. Zamiast kotleta z tłustej wieprzowiny, kładę na talerz rybkę, ale ściągam z niej panierkę. Ze mną nie ma problemu, bo właściwie lubię wszystko. A kiedy jestem głodna, to nie pogardzę mielonym albo pierogami – mimo że na co dzień o nich nie marzę. (śmiech) Ogólnie jestem fanką makaronu i wszelkiego rodzaju kasz. Ale nawet dobra sałata wystarcza mi za obiad. Po prostu, lubię zdrową kuchnię.


EB: Zawsze podkreśla Pani, że zdrowo i racjonalnie się odżywia. Co to oznacza w praktyce?
GW: W naszym domu nie jada się zbyt wiele mięsa. Jeśli już po nie sięgamy, wybieramy drób albo wołowinę. Choć drób podobno faszerowany jest antybiotykami. Ryby uwielbiamy, ale wbrew pozorom, też nie zawsze są zdrowe. Łosoś i panga są hodowane w strasznych warunkach. Unikam wszelkiego rodzaju konserwantów i tzw. „polepszaczy" smaku. I krowiego mleka, bo kradnie wapno z organizmu! Jak widać, trudno znaleźć coś zdrowego. (śmiech) Nie jem też chleba pszennego, zamiast niego kupuję żytnie, najlepiej na zakwasie, a smaruję je masłem, nie miksami. Cukier staram się ograniczyć do minimum. Zamiast mlecznej, wybieram gorzką czekoladę, powyżej 70 % zawartości kakao, ma więcej magnezu. Jednak, z drugiej strony, nie znoszę wszelkiej ortodoksji, dlatego nie rezygnuję całkowicie ze słodyczy - od czasu do czasu po coś pysznego i niezdrowego sięgam.
 

EB: Czasem, po prostu, trzeba zapomnieć o tych wszystkich nakazach i zakazach?
GW: Oczywiście! Inaczej byśmy zwariowali! (śmiech) Niestety, mam dużą słabość do słodyczy... Bezy kajmakowe i rogaliki francuskie, które serwują zawsze na śniadankach hotelowych, są moją zgubą. Nie mogę się powstrzymać, by nie spróbować! (śmiech) Jak ktoś mnie częstuje tortem, też nie mówię: „Nie, dziękuję". To przecież nie zdarza się codziennie. Cieszę się, gdy mogę spróbować nowych smaków, a dobrą okazją ku temu są proszone obiady albo bankiety. Poza tym, lubię pójść z Cezarym do dobrej knajpki i spróbować czegoś pysznego i kalorycznego. Ale już w domu unikam pokus. Nie jest to wcale trudne, bo na co dzień mamy pustą lodówkę. No, prawie. (śmiech) Na dole budynku, w którym mieszkamy są delikatesy – i okazały się świetnym „odchudzaczem", bo dzięki nim nie robimy wielkich zapasów jedzenia. W związku z tym nic nas nie kusi! A jak coś potrzeba, to się zlatuje na dół - może nie w kapciach, ale w domowym stroju - i się to kupuje, po prostu.
 

EB: ... A przy okazji można spalić kilka kalorii, biegając po schodach! Dziękuję za rozmowę.

Ewa Anna Baryłkiewicz

Komentarze


Brak dodanych komentarzy, bądź pierwszy i dodaj komentarz.

Zobacz również


W święta kalorii nie liczę!


Żyje intensywnie, na walizkach, bo pochłaniają ją liczne obowiązki zawodowe. I...

Gotowanie to wielka frajda!


Lubię gotować. Ale jeść, po prostu, uwielbiam! – wyznaje Dorota Gardias. I...

Miłość to najlepsza przyprawa


Jest odważna, ambitna, pełna werwy i zapału – nie tylko na planszy szermierczej!...